Czas krówek i długopisów
Wygląda na to, że kampania wyborcza do samorządów będzie przebiegała bardzo spokojnie. Co prawda pod koniec ubiegłego roku zaczęły krążyć po Sochaczewie plotki, że jak tylko zacznie się marzec, to walczące o władze ugrupowania zaczną wyciągać na swoich konkurentów haki, kwity i co tam jeszcze mają. A tu nic.
Mało tego. Jak twierdzą mieszkańcy Sochaczewa tegoroczny wyścig o rządzenie największym samorządem powiatu sochaczewskiego będzie także różnił się od poprzednich tym, że tym razem nie dostaniemy darmowych krówek czy długopisów. A to było – jak podkreślają – stałym elementem poprzednich kampanii wyborczych. Jednak w tym przypadku wszystko jest jeszcze przed nami i może darmowe krówki jeszcze się pojawią. Tym bardziej, że tak na dobrą sprawę prawdziwa walka o stołki rozpocznie się, kiedy to poznamy kandydatów do rad. Natomiast apogeum osiągnie, gdy zostaną ujawnione nazwiska kandydatów na burmistrza i wójtów.
Jednak jedno jest pewne – nie mamy co oczekiwać, aby tegoroczne wyborcze zapasy przypominały poprzednie kampanie. A te charakteryzowały się tym, że jak Polska długa i szeroka, w samorządowych piekiełkach kociołki rozpalano do czerwoności. A co bardziej zdeterminowani powyciągali grille, aby przypiec swoich rywali na wolnym ogniu.
W tym roku pogoda nie sprzyja odpoczynkowi na wolnym powietrzu, w tym grillowaniu i podobnych fajerwerków nie ma co oczekiwać. Choć nie tylko dlatego. Otóż nie ma kogo grillować. A to dlatego, że burmistrz oświadczył, iż nie będzie ubiegał się o kolejną kadencję. Tym samym misterny plan opozycji, która chciała oprzeć swoją kampanię na zmasowanym ataku na obecne władze Sochaczewa wziął w łeb. Powiem więcej. Taka historia, czyli brak wroga, którego można byłoby kopać, aby osiągnąć zamierzony cel zdarzyła się po raz pierwszy w historii wyborów samorządowych w Sochaczewie.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Otóż brak wspólnego wroga, któremu można byłoby wrzucać rozżarzone węgle za koszulę powoduje, że kandydaci opozycji będą musieli przystąpić do merytorycznej dyskusji i wykazać w niej, że działania obecnych władz Sochaczewa nie wniosły nic nowego w życie mieszkańców. A z tym będzie problem, bo nawet zagorzali przeciwnicy przyznają, że miasto wygląda coraz lepiej. Widać to szczególnie w przypadku miejskich ulic, których stan poprawił się radykalnie. A przypomnijmy, że za poprzedników obecnego burmistrz były rejony w Sochaczewie gdzie mieszkańcy, podczas opadów czy roztopów, bali się wjechać na swoje ulice autami, ponieważ te topiły się w błocie.
Jakby tego było mało kandydaci będą musieli przedstawić wizję rozwoju miasta na najbliższe pięć lata. A wizje mają to do siebie, że aby je zrealizować potrzebne są pieniądze. A tych – że przytoczę główny zarzut stawiany obecnemu burmistrzowi przez opozycje – nie ma i nie będzie. Nie ma – bo podobno miasto jest zadłużone po uszy. A nie będzie – ponieważ owe zadłużenie trzeba będzie spłacać. Tym samym nie będzie środków na nowe inwestycje. Co z kolei sprowadza się do tego, że o żadnej wizji, czyli rozwoju Sochaczewa nie co myśleć.
Rodzi się wiec pytanie: Skoro jest tak źle i będzie jeszcze gorzej, to skąd ten wysyp kandydatów po stronie opozycji? Ale odpowiedź na to pytanie pozostawiam mieszkańcom Sochaczewa.
Jerzy Szostak
PS. Powyższy felieton jest krytyką prasową i subiektywną oceną wydarzeń przez autora.
fot.pixabay
Share this content:
Opublikuj komentarz