Kto zabił Lecha Grobelnego?
Był symbolem rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Lech Wałęsa obiecał, że puści go w skarpetkach i… puścił. Pomimo, że praktycznie został oczyszczony z zarzutów, to stracił swój gigantyczny majątek.
Na kilka tygodni przed śmiercią obwieścił, że przygotowywany jest zamach na Jarosława Kaczyńskiego. Wkrótce został zamordowany.
– O tym, że Leszek został zamordowany, jestem przekonana od momentu, gdy tylko pojawiła się informacja o jego śmierci. Nie był na nic chory, a przede wszystkim nie był osobą, która targnęłaby się na własne życie – opowiada bliska znajoma Lecha Grobelnego – Wielokrotnie powtarzał, że nic nie jest w stanie go złamać. Najszybciej zgubiło Go gadulstwo, które już w 1990 roku sprowadziło na niego kłopoty. Lubił być na tzw. świeczniku.
Lech Grobelny, z zawodu fotograf, był symbolem rodzącego się w Polsce kapitalizmu. Majątku dorobił się pod koniec lat 70. XX wieku – handlując w całej Polsce obrazkami z wizerunkiem Jana Pawła II.
W 1989 roku był właścicielem studiów fotograficznych oraz sieci kantorów, firmy Dorchem oraz Bezpiecznej Kasy Oszczędności – parabanku, który oferował znacznie wyższe oprocentowanie lokat niż PKO. Prawie 11 tysięcy Polaków pożyczyło mu około 9,5 miliarda starych złotych.
W telewizji zasiadał do telewizyjnych debat z prezesem NBP Marianem Krzakiem czy wiceprezesem Leszkiem Balcerowiczem. Wychodził z tych konfrontacji obronną ręką. Lech Grobelny głośno mówił komu i na co pożyczał lub dawał pieniądze. Pojawiały się nazwiska z pierwszych stron gazet.
To nie wróżyło mu dobrze. Pomimo to miał gest i lubił się także dobrze bawić. W 1990 roku latem zakończył się jednak beztroski czas dla niego. W lipcu pojechał z rodziną na urlop, a w kraju pozostawił majątek wartości ponad 6 milionów dolarów.
To wtedy była gigantyczna fortuna. W kilka dni potem media podały, że Grobelny uciekł z gotówką o wartości 3 milionów dolarów.
Po medialnej nagonce na Grobelnego prokuratura wydała za nim list gończy. Był poszukiwany przez Interpol. Grobelny, jak sam twierdził, w tym czasie listownie i telefonicznie wielokrotnie kontaktował się z prokuraturą w Polsce: – Chciałem wrócić i wyjaśnić wszystko na miejscu. Jednak mi to uniemożliwiano – opowiadał.
W 1992 roku na stacji benzynowej w Niemczech podszedł do patrolu policyjnego i poprosił, aby go aresztować. – Długo to trwało zanim ich przekonałem – wspomina.
Z Niemiec został wydalony do Polski. W 1996 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał go na 12 lat więzienia za zagarnięcie w latach 1989 – 1990 ponad 8 miliardów ówczesnych złotych z kasy Dorchemu. Natomiast w 1997 roku Sąd Apelacyjny uchylił wyrok i zwrócił sprawę prokuraturze, a Lecha Grobelnego zwolniono z aresztu. Prokuratura ostatecznie sprawę umorzyła..
Kiedy wyszedł po pięciu latach z aresztu, z liczonego wcześniej w milionach dolarów majątku zostało mu niewiele. Mimo trudnej sytuacji na powitanie wolności – w nieco obskurnym pawilonie przy ul. Nieszawskiej w Warszawie, który do niego należał – urządził huczny bankiet. Wymyślne dania podawali kelnerzy z Mariottu. Roztaczał wtedy wizję swoich nowych biznesów m.in. windykacji długów jako firma „Odzysk”.
Lech Grobelny zamieszkał na piętrze swojego pawilonu handlowego, z którego wynajmu się utrzymywał. Remontował sobie mieszkanie, a zamieszkał wtedy z dużą młodszą od siebie Małgorzatą T. i ich córką. Walczył o rekompensatę za zarekwirowane mu mienie.
Na kilka tygodni przed śmiercią Małgorzata z ich córką wyprowadziła się od Leszka Grobelnego. Jak mówiła wpływ na tę decyzję miał despotyczny charakter partnera. – Miał trudny charakter, nie znosił sprzeciwu. O wszystkim musiał decydować sam. Myślę, że on komuś zaszedł za skórę. Od dawna obawiałam się, że to tak może się skończyć. Jednak nie wiem, kto mógłby to zrobić – mówi Małgorzata T.
2 kwietnia 2007 roku około godziny 14.30 znaleziono ciało 56-letniego Lecha Grobelnego w jego mieszkaniu na Bródnie. Policję zawiadomił sąsiad. Twierdził, że nie widział Grobelnego od około 2 tygodni, a w oknie jego mieszkania widział kota i obawiał się, że zwierzę zostało bez opieki.
Policjanci i strażnicy miejscy po wejściu do mieszkania, które było zamknięte, znaleźli zwłoki Grobelnego.
Z opisu miejsca zbrodni w materiałach prokuratury czytamy, że Lech Grobelny miał w ręku nóż, a w mieszkaniu panował totalny bałagan. Nie zauważono jednak śladów walki. U denata stwierdzono ponadto obecność alkoholu we krwi. Lekarz patolog stwierdził, że zgon nastąpił prawdopodobnie 7 dni wcześniej.
– Zastanawiające jest to, że stalowe drzwi do domu były otwarte – opowiada Małgorzata T. – On był bardzo ostrożny, nie zostawiał nigdy otwartych drzwi. Nie wpuszczał też nikogo do domu oprócz osób, które znał. Zawsze zamykał okna i drzwi – podkreśla kobieta –Miał na tym punkcie świra. Był przekonany, że jest obserwowany i śledzony.
Prawdopodobnie otworzył swojemu zabójcy, gdyż dobrze go znał. Razem spożywali alkohol i w pewnym momencie gospodarz został zaskoczony przez swojego oprawcę. Zdążył jednak jeszcze chwycić za nóż, ale na obronę było już za późno.
Początkowo policjanci informowali, że wstępne ustalenia nie wskazują na zabójstwo. Jednak podczas szczegółowych oględzin okazało się, że Lech Grobelny miał w klatce piersiowej kłutą ranę. Ten fakt wskazuje, że morderca musiał być zawodowcem, nie zostawił praktycznie żadnych śladów.
Lech Grobelny był w ostatnim czasie swojego życia bardzo towarzyski i spotykał się z wieloma ludźmi. Zwłaszcza po wyprowadzce Małgorzaty. Większość tych osób przesłuchano.
Zdaniem jego znajomych od wielu tygodni, może i miesięcy był śledzony. Nie wiadomo, czy była to policja, czy mafia. – Sam pokazał mi jeżdżący za nim samochód „Patrz mam darmową ochronę” mówił – opowiada jeden z bliskich znajomych Grobelnego – To się nasiliło po tym jak zaczął mówić o zamachu na Kaczyńskiego.
Matka Lecha Grobelnego, Adela Grobelna nie miała wątpliwości, że śmierć jej syna mogła być na rękę wielu osobom. Matka do końca swoich dni czekała na wyjaśnienie. Niestety zmarła kilka lat temu. Nie doczekała się rozwiązania zagadki, kto mógł zabić jej syna i dlaczego?
Przed laty – opowiadał nam Grobelny przed śmiercią – w Częstochowie zaczepiła mnie Cyganka i niemal na siłę zaczęła mi wróżyć – Stwierdziła, że stracę wszystkie pieniądze i zastanę sam, a na koniec ktoś mnie zabije…
Janusz Szostak/ opr.Aldona Błaszczyk-Szostak
Fot. Archiwum prywatne Aldony i Janusza Szostaków
Share this content:
Opublikuj komentarz