Mateusz wyszedł z domu 17 lat temu i nigdy nie wrócił
Tajemnica rzeki Wieprz
Minęło 17 lat, odkąd 10-letni Mateusz Żukowski z Ujazdowa (woj. lubelskie) zaginął bez śladu. Chłopiec zniknął tuż po zabawie z kolegami. Choć jego ubrania znaleziono nad brzegiem rzeki to ciała chłopca nigdy nie znaleziono.
Czy 10 letni Mateusz padł ofiara pedofilów? Czy został brutalnie zgwałcony, a potem zamordowany? A jego utonięcie upozorowano? Do dzisiaj istnieje wiele hipotez na temat tajemniczego zaginięcia chłopca. Mimo to o jego losie nie ma do dziś żadnej informacji. Rodzina wciąż czeka na wiadomości o Mateuszu i wierzy, że pozna w końcu prawdę o losie ukochanego syna i brata.
Mateusz Żukowski z Ujazdowa pod Zamościem zniknął w 26 maja 2007 roku. Szukali go policjanci, nurkowie, detektywi, wróżki oraz jasnowidze.
W 2019 roku Andrzej Żukowski (ojciec Mateusza) otrzymał kilka nagrań audio i wideo, na których młody mężczyzna w kominiarce mu groził: – Dajesz mi 500 tysięcy i widzisz syna, inaczej zostanie zamordowany. Masz przyjechać z kasą, bo inaczej twój syn zginie. Jutro dawaj pieniądze.
To jeden z wielu wiadomości jakie Andrzej Żukowski otrzymywał co pewien czas od różnego rodzaju szarlatanów i oszustów, którzy próbują żerować na ojcu zaginionego chłopca.
– To stało się w Dzień Matki – opowiada nam tata Mateusza – Tego dnia było bardzo gorąco. Pojechałem wtedy z Mateuszkiem na ryby. Z wędkowania wróciliśmy około 14.30. Od tego upału bardzo bolała mnie głowa, więc się położyłem. Mateusz włączył sobie komputer. Mieliśmy jeszcze po południu pojechać na ryby.
Mateusz powiedział ojcu, że idzie do parku pobawić się z kolegami. Obiecał, że wróci, aby pojechać z nim na ryby. Jednak, gdy przyszła pora wyjazdu Mateusz nie było, choć ojca to niezbyt zdziwiło, ponieważ uznał, że syn woli zapewne zabawę z kolegami niż wędkowanie. Zatem Żukowski pojechał na ryby sam.
– Wróciłem do domu około godziny 21.00 – wspomina pan Andrzej – Zapytałem żonę o Mateusza, ale ona była przekonana, że syn jest ze mną.
Rodzina zaczęła szukać chłopca u sąsiadów. Nie było go u nikogo w pobliżu. Ojciec pojechał do kolegów syna, z którymi się bawił. Tam także go nie znalazł.
– Dziwnie się zachowywali, byli ubrudzeni błotem. Wyraźnie coś kręcili. Jakby nie chcieli powiedzieć całej prawdy – relacjonuje Andrzej Żukowski – Podali mi kilka sprzecznych wersji. W pewnym momencie ich dziadek ( Dawida J. l. 9 i Sebastiana J. l. 10) powiedział, że Mateusz poszedł do Tarnogóry. U nas to oznacza, że się utopił. To dlaczego nie przyszli powiadomić nas? – zastanawia się pan Andrzej. – Nie zawiadomili policji, tylko siedzieli w domu?
W związku z tym Żukowski zawiadomił policję. Natychmiast podjęto działania poszukiwawcze. Policyjny pies podjął ślad i poprowadził ekipę na brzeg Wieprza. Tam, w wysokich pokrzywach, leżały zwinięte w rulon ubrania Mateusza. Od tego momentu śledczy przyjęli jako pewnik wersję, iż chłopiec utonął.
– Mateusz panicznie bał się wody – wspomina tata chłopca. – To niemożliwe, aby sam wszedł do rzeki. On obsesyjnie unikał wody.
Pomimo to utonięcie dziecka wydawało się najbardziej prawdopodobną hipotezą, dlatego w jej nurcie poszukiwano ciała chłopca. Dno rzeki ma w obie strony po 20 kilometrów, aż 17 razy przeczesywali je płetwonurkowie. Zastosowano echosondy, kamery termowizyjne oraz specjalny sonar. Przybyli przewodnicy z psami przeszkolonymi do poszukiwania zwłok. Pomagali strażacy, wojewoda lubelski, starosta zamojski oraz wójt gminy Nielisz. W późniejszym okresie detektywi, wróżki i jasnowidze.
Jednak dotąd chłopca ani jego ciała nie odnaleziono. Wydaje się, że szukano chłopca tam, gdzie go nie było. Gdyby zwłoki Mateusza były w rzece, już dawno zostałyby odnalezione lub same by wypłynęły.
Andrzej Żukowski nie ustaje w poszukiwaniach syna. – Trudno powiedzieć, czy mój syn jeszcze żyje. Kiedyś zgłosiła się do mnie Ewelina H. z Niemiec, która twierdziła, że Mateusza adoptowała niemiecka sędzina. Twierdziła, że chce mi pomóc. Długo utrzymywała z nami kontakt. Jednak potem go zerwała. Bardzo bym chciał, aby Mateuszek żył, ale raczej szukam już ciała – mówi smutno pana Andrzej. Nie kryje też rozczarowania działaniami policji. Twierdzi, że na początku śledztwa nie udostępniono mu akt sprawy do wglądu.
Natomiast Prokuratura Rejonowa w Zamościu kategorycznie temu zaprzecza. Można przeczytać: – „O prawie dostępu do akt był wielokrotnie pouczany, zarówno pisemnie jak i ustnie. Z możliwości zapoznania się z aktami sprawy nigdy nie skorzystał”. Prokuratura zapewnia, że zrobiła wszystko, by wyjaśnić okoliczności zaginięcia Mateusza, a śledczy sprawdzili każdy trop.
Na wniosek ojca, któremu jasnowidz przekazał, gdzie może być zakopane ciało dziecka, prokuratura zleciła między innymi przeprowadzenie badań za pomocą georadaru. W ten sposób szukano dwukrotnie zwłok. Jednak nie przyniosło to skutku.
– Poprosiłem o pomoc jasnowidza – mówił nam ojciec Mateusza, który chyba całkowicie stracił już wiarę w śledczych oraz w konwencjonalne metody poszukiwania zaginionego syna. Według jasnowidza Mateusz bawił się z kolegami w parku, do którego poszedł w dniu zaginięcia. Mężczyzna, który mieszkał w tej okolicy, lubił towarzystwo chłopców i w jakiś sposób ich przyciągał do siebie. 26 maja 2007 roku podczas jednej z takich dziwnych zabaw Mateusz został zamordowany. Został zakopany. Przed śmiercią był zgwałcony, a jego ubranie zostało podrzucone na brzeg rzeki Wieprz. Oczywiście po to, aby zatrzeć ślady zbrodni i upozorować utonięcie.
Natomiast jego koledzy przy tym byli, i oni wiedzą co się stało. Ten człowiek, który przyczynił się do śmierci chłopca musiał wywrzeć dużą presję na tych chłopców i całej ich rodzinie. Mężczyzna kilka dni później wyjechał z tej miejscowości.
Pod koniec listopada 2020 roku ja oraz Janusz (Janusz Szostak – przyp. red.) spotkaliśmy się w Zamościu z Andrzejem Żukowskim. Janusz obiecał pomoc w ramach działań, jakie podejmujemy w Fundacji Na Tropie. Pojechaliśmy nad brzeg rzeki Wieprz, gdzie ojciec pokazał nam miejsce, w którym znalezione zostały ułożone równie w kosteczkę ubrania Mateusza. – Jakie dziecko, które idzie się kąpać tak ładnie składa ubrania? – zadaje nam pytanie Andrzej Żukowski – Odpowiadamy – żadne, gdyż nie ma czasu, aby je składać, woli popływać – odpowiadamy.
Byliśmy także w parku, w którym mógł zostać zamordowany Mateusz. Spotkaliśmy się również z policją.
– Straciliśmy Mateuszka i jeszcze trójkę dzieci zaraz nam zabrano – opowiada Żukowski. – Nikt nie pomaga ludziom w takiej sytuacji jak nasza. Zostawiono nas samych z tą tragedią. Nie mieliśmy żadnego wsparcia psychologicznego, a powinniśmy. Została z nami tylko najmłodsza córka, Martyna. Jej wychowaniem zajmowałem się tylko ja, gdyż matka praktycznie cały czas przebywała we Włoszech. Miałem rodzinę i ją straciłem. Obawiam się też, że nigdy nie dowiem się, co spotkało Mateuszka – mówił nam rozżalony pan Andrzej.
Osoby, które posiadają wiedzę na temat losu Mateusza Żukowskiego proszone są o kontakt z redakcją pod adresem: redakcja@socho.info.pl, lub Fundacją na Tropie: fundacja@na-tropie.org, lub z najbliższą komendą policji.
Aldona Błaszczyk-Szostak
Fot. Archiwum rodziny Żukowskich
Fot. archiwum Fundacja Na Tropie/ Janusz Szostak



Share this content:
Opublikuj komentarz