Minęło ćwierć wieku od tajemniczego zaginięcia sochaczewianki Marzeny Cichockiej
Zniknięcie Marzeny Cichockiej z Sochaczewa, to jedna z wielu niewyjaśnionych zagadek kryminalnych końca lat 90. minionego wieku. Kobieta prawdopodobnie nie żyje. Od wielu lat policja, a także Fundacja Na Tropie prowadzi poszukiwania 22 – letniej Marzeny.
Wieczorem 28 maja 1999 roku dziewczyna po pracy wybierała się ze swoim chłopakiem Remigiuszem na dyskotekę. Jednak nigdy nie wróciła do domu. Marzena pracowała w żyradowskiej fabryce telewizorów Thompson. Po skończonej pracy Tomasz M. zaproponował, że odwiezie ją do domu. Obydwoje pochodzili z Sochaczewa. Dziewczyna znała go z pracy, więc zgodziła się na propozycję. Chciała być wcześniej w domu, aby przygotować się do wyjścia na dyskotekę.
Po raz ostatni była widziana w Młodzieszynie pod Sochaczewem, w towarzystwie Tomasza M. Pojawiła się w miejscowym barze „Basieńka”. Zakupili tam butelkę wódki i wrócili do czekającego na ulicy samochodu. Prawdopodobnie w nim także był Remigiusz A. – chłopak Marzeny.
Biały fiat 125 ruszył w kierunku Wyszogrodu. Po przejechaniu dwóch kilometrów skręcił do lasu – na wprost obecnie znajdującego się Domu Pomocy Społecznej. Droga prowadziła do miejscowości Marysin. Tam prawdopodobnie mogła rozegrać się tragedia.
– Było około 21.00, gdy podjechali pod bar białym fiatem 125 – opowiada Justyna, która wtedy była nastolatką i w ten piątkowy wieczór przyszła z koleżanką do baru. – W barze było bardzo dużo osób i chyba to sprawiło, że ten Tomasz poczuł się nieswojo, ponieważ zachowywał się jakoś niepewnie – relacjonuje Justyna.
Koleżanka Justyny, Dorota, dodaje: – Znałyśmy go już wcześniej z widzenia, bo bardzo często podjeżdżał pod szkołę w Sochaczewie, gdzie się uczyłyśmy i nas zaczepiał. Nie tylko nas, inne dziewczyny także. On zawsze był pewny siebie, a tym razem wydawał się zdenerwowany – dodaje Dorota. Natomiast Marzena zachowywała swobodnie. – Następnie odjechali w kierunku lasu.
Następnego dnia ojciec wraz z bratem zaginionej Marzeny pojawili się we wsi. Mieli jej zdjęcie ze sobą (obaj jednak już nie żyją). – Przez wiele dni tutaj przyjeżdżali – wspomina Dorota.
Wiadomo, że dziewczyna wsiadła do samochodu Tomasza M. Jednak co dalej się z nią działo – to zapewne najlepiej wie on?
Jego zeznania i relacje na ten temat wydają się mało wiarygodne. Często je zmieniał. Śledczy niemal od początku uważali, że ten mężczyzna może mieć związek z tą sprawą. Największym problemem jest fakt, iż nie sposób mu cokolwiek udowodnić. Wielokrotnie zeznawał na temat tej zbrodni oraz wskazywał miejsce ukrycia ciała.
Mężczyzna także wielokrotnie kontaktował się z naszą fundacją i moim mężem – Januszem Szostakiem. Wymyślał przy tym barwne opowieści o różnych zbrodniach, których rzekomo miał być świadkiem
Tomasz M. Wielokrotnie przebywał w zakładach karnych za inne przestępstwa, ale do dzisiaj nikt mu nie udowodnił, a nawet nie oskarżył o zabójstwo Marzeny.
– Jest on bardzo przebiegły i nie w sposób mu cokolwiek udowodnić. Mimo, że kilkakrotnie zeznawał na temat tej zbrodni i wskazywał miejsce ukrycia zbrodni – opowiadał Janusz Szostak. Była to jego gra. Ten mężczyzna to niebezpieczny, zwłaszcza dla kobiet przestępca, recydywista. Przebywał regularnie w zakładach karnych. Znajduje się także w rejestrze przestępców seksualnych.
Janusz Szostak – ówczesny prezes Fundacji Na Tropie ustalił, iż w kolejnych dniach mężczyzna pojawiał się często w tym rejonie, a kilka dni po zaginięciu Marzeny zaatakował w lesie starszą kobietę.
Na początku lat 90. XX wieku Tomasz M. Dopuścił się brutalnego usiłowania zabójstwa swojej nastoletniej sąsiadki. Zdarzenie miało miejsce nieopodal jej domu w Sochaczewie. Dziewczynę znaleziono zakrwawioną w sadzie. Miała liczne obrażenia wewnętrzne, a także rozległe urazy głowy oraz pociętą twarz ostrym narzędziem. Na szczęście zdołano ją uratować. Musiała przejść szereg skomplikowanych operacji plastycznych twarzy, którą oprawca potwornie zmasakrował. Jednak sprawca brutalnego napadu nie trafił do więzienia, ponieważ był nieletni.
Jak ustaliła Fundacja Na Tropie – 28 maja 1999 roku samochód, którym jeździł Tomasz M. Został zatrzymany do kontroli przez policję na stacji paliw na terenie dawnego Chemitexu w Sochaczewie. Kierowca nie miał wtedy wszystkich dokumentów i był zdenerwowany. Jednak policjanci nie sprawdzili dokładnie auta. Nie zajrzeli do bagażnika, a mogło tam już znajdować się ciało zaginionej kobiety?
29 lipca 2020 roku za pomocą georadaru, który został sprowadzony dzięki Fundacji Na Tropie wraz ze studentami geologii oraz kryminalistyki z Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem Michała Pisza wytypowany przez naszą fundacje obszar został sprawdzony. Badania były bardzo precyzyjne. Rozpoczęły się od wyznaczenia terenu pomiarów. Później za pomocą georadaru rozpoczęto rozeznanie gruntu.
– W sprawach takich jak ta, bardzo istotne jest dokładne zbadanie wyznaczonego terenu – mówi Michał Pisz. – Nasze działanie nie kończą się przy użyciu georadaru. Wyniki pomiarów są dodatkowo analizowane, aby wykluczyć wszelkie naturalne zniekształcenia terenu. W naszej pracy używamy także innych sprzętów – dodaje – takich jak np. wykrywacz metalu, który bardzo pomaga nam w rozpoznaniu terenu.
W 2020 roku, w lipcu, podczas poszukiwań zaginionej Marzeny uczestniczyli również sochaczewscy policjanci. To oni wskazali nam drugie miejsce. Było w pobliżu DPS w Młodzieszynie. Także to miejsce zostało sprawdzone georadarem. Okolice DPS były już sprawdzane w 2014 roku przez policję. Jednak pomięto ten konkretny obszar.
Po dokładnym przebadaniu obszaru podjęta została decyzja o przekopaniu wyznaczonego punktu w Młodzieszynie, a także o sprawdzeniu wcześniejszego tropu prowadzącego do lasu w okolicach Brochowa.
Kolejne poszukiwania odbyły się 27 sierpnia 2020 roku. Przekopane wówczas zostały koparką miejsca, które wcześniej zostały sprawdzone georadarem. Wykazywały one pewne anomalie gleby. Fundacja podjęła decyzje o zweryfikowaniu tropów prowadzących do lasu w Plecewicach pod Brochowem. W trakcie akcji wraz z nami byli obecni sochaczewscy policjanci.
– Były to dwa wytyczone punkty w rejonie Młodzieszyna i Brochowa – opowiadał Janusz Szostak. – Prace trwały kilka godzin. Jednak w tych miejscach nie natrafiliśmy na nic, co miałby związek z zaginięciem Marzeny Cichockiej.
Do naszej fundacji zgłaszały się różne kobiety poszkodowane przez Tomasza M. Cytuję jeden z wielu listów jakie otrzymywaliśmy, kiedy sprawa Tomasza M. stała się bardziej medialna: – Pozwoliłam sobie napisać do pana wiadomość (do Janusza Szostaka – przyp. red.), ponieważ trafiłam przez przypadek na artykuł na temat Marzeny Cichockiej. Poczytałam trochę w internecie na temat tej sprawy i innych, i wydaje mi się, że to jest ten sam człowiek, on jest moim znajomym (Tomasz) oraz jak się okazuje niebezpiecznym przestępcą. Poznałam go przypadkiem. W zeszłym tygodniu zerwałam z nim kontakty, gdyż wydawał mi się dziwny. W jakiś sposób dla mnie nie zrozumiały i zaburzony. On sam, jak wnioskuję z rozmów telefonicznych jest przekonany, że niedługo znów będzie na wolności. Nigdy nie przyznał mi się za co dokładnie jest skazany, ani do tego, że nie jest to jego pierwszy wyrok. W związku z tym także obawiam się o swoje bezpieczeństwo.
Na pewno obawy tej kobiety były całkowicie uzasadnione, zważywszy na przestępczą przeszłość Tomasza M.
Wiele wskazuje na to, że Marzena Cichocka została zamordowana, jednak jej ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Nikomu także nie postawiono zarzutów zabójstwa.
Osoby, które mają wiedzę w tej sprawie pomimo upływu lat proszone są o kontakt z policją lub: fundacja@na-tropie.org, aldona@socho.info.pl
m.facebook.com/fundacjanatropieimieniajanuszaszostaka
Aleksander Szostak / Aldona Błaszczyk-Szostak
PS. Niektóre imiona i inicjały zostały zmienione.
fot. archiwum Fundacja na Tropie im. Janusza Szostaka/ Aldona Błaszczyk-Szostak/ Aleksander Szostak/Janusz Szostak
Share this content:
Opublikuj komentarz